12 października 2006, 17:16
wlasnie wrocilam z pracy, powinnam byc w domu juz dwie godziny temu, gdyby moj tata nie otworzyl flaszki z kumpel pewnie by tak bylo.. no ale coz.. najpierw przyszedl facet kupic zonie prezent urodzinowy.. wykuil bon upominkowy na 4 masaze ujedrniajace ( ehh tez bym chciala miec takiego meza ) i karnet na fitess. W miedzyczasie gdy wypisywalam mu te wszytskie papierki przyszla od kosmetyczki jedna pani ktora mi zaplacila za zabieg i przy wydawaniu stracilam wszytskie drobne i gdy pszylo placic temu panu to nie mialam juz z czego wydac, poszlam wic do szefowej ktora byla akurat na zabiegu.. wsciekla przyniosla mi kase i juz nie dokonczyla pediciuru :/ zrobila sie nie fajna atmosfera, ale mi to tam zwisa, przyszla pani ania ktora miala druga zmiane ( zreszta moja druga szefowa ) gdy wszytsko uprzatnelam okazalo sie ze ze juz nie zdaze na autobus ( szczegolnie ze mialam na sobie 9cm obcas.. ) Ł. w pracy, tata sie napil wiec nie mogl prowadzic, do dupy ! poszlam wiec na silownie, a do domu wrocilam busem o 16:33 :// bynajmniej podrodze nie bylo mi smutno bo wracalam z nasza kosmetyczka. Teraz siedze z nogami na biurku i czekam na obiad bo jestem baardzo glodna.. okolo 22 przyjedzie po mnie Ł. pojedziemy do niego, mam nadzieje ze przynajmniej on mnie dzisiaj nie wkurzy.
a tak na marginesie szefowa przy wyjsciu powiedziala ze mam nie brac jej zachowania do siebie, poprostu jest zmeczona.. chyba ja rozumiem.. ale mozna bylo inaczej.. ?